„Kiedy prawie sześć lat temu dowiedzieliśmy się, że mąż choruje na raka nerki, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to ŚMIERĆ. Dlatego mój synek nosi to samo imię co jego tata — życie za życie.
Tak, kilka dni po diagnozie choroby męża dowiedziałam się o ciąży. “Jedno się kończy, drugie się zaczyna”, te słowa od pięciu lat tkwią w mojej głowie, czasem na moment cichnąc, by potem wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Tak, jak choroba, tak, jak rak” – na początku rozmowy usłyszałem od Pani Joanny Balcar
Życie toczyło się powoli, w spokoju gdy dotarła taka właśnie informacja. Nowotwór (rak) nerki z przerzutami na płuca. Diagnoza gorzej niż fatalna.
- Zawsze żyłam ze świadomością, że to się kiedyś zdarzy, przygotowywałam się na tą chwilę przez sześć lat, ale rak początkowo dał się okiełznać, leki na moment zatrzymały jego progresję. Nadszedł czas kiedy otrzymaliśmy wyniki badań, z których wynikało jasno, że leki przestały działać, a rak rośnie w siłę. Zaczęliśmy kolejną walkę, z kolejna chemioterapią, tym razem ostatnią z możliwych. Kilka bitew udało nam się wygrać, niestety wojna jeszcze przed nami – mówi-pisze żona Irka, która cały czas wierzy, że się uda.
Dowiedziałem się, że rak nerki jest chorobą nieuleczalną w Polsce i trzeba tylko walczyć z bólem podczas leczenia.
- Próbowaliśmy już praktycznie wszystkiego, łącznie z leczeniem naturalnym (tak mąż leczył się przez rok, kiedy to w czerwcu ubiegłego roku usłyszał od lekarzy, że nie mają mu już nic do zaoferowania). Przez rok pozostaliśmy skazani na samych siebie. Leczenie naturalne również do tanich nie należy, ale dzięki niemu choroba zwolniła, jednak się nie zatrzymała. Dwa największe guzy na lewym płucu zaczynają dusić męża, są nawet wyczuwalne pod palcami. Pozostałych lekarze już nawet nie opisują na TK, bo jest ich tak wiele. Mimo to mąż pracuje, cieszy się życiem i… chce żyć, a patrząc na niego z boku nikt by nie przypuszczał, że jest tak chory.
Jak na chwilę obecną wygląda sytuacja z leczeniem męża? Osób, które potrzebują takiego wsparcia jest wiele. Czy osoby, które to przeczytają i chciałyby jakoś pomóc mogą to uczynić.
- Wiem, że proszenie o wsparcie jest ostatecznością, ale tylko dzięki wsparciu osób nam przyjaznych możemy mu jakoś to życie przedłużyć. Dokładnie 25.05.2017 roku usłyszeliśmy od czeskiego profesora, że jedynym ratunkiem dla męża jest lek Opdivio, ratunkiem i do tego bardzo skutecznym, niestety… nie refundowanym w Polsce, nie na raka nerki. Najśmieszniejsze jest to, że w Czechach leczy się nim pacjentów z rakiem nerki i jest on refundowany, u nas nie… Profesor powiedział, że musimy mieć ten lek “na wczoraj”! Jeżeli uda nam się uzbierać na dwa lata kuracji mój mąż będzie zdrowy, jeżeli się nie uda — umrze… Pieniądze albo śmierć… Mamy kosztorys — kuracja dwuletnia to 670 tysięcy złotych ! Szóstego czerwca dostaniemy receptę na pierszy miesiąc, czyli musimy mieć już 24 tysiące złotych, bo tyle kosztuje miesięczna kuracja. To straszne, mieć lek w zasięgu ręki, a nie móc go podać, bo nie mamy na niego pieniędzy – mówi na zakończenie Pani Joanna, która wierzy cały czas, że ona nadal będzie mogła cieszyć się mężem, a dzieci tatą.
Pan Ireneusz jest beneficjentem Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Stawnica 33, 77–400 Złotów, gdzie posiada swoje subkonto.
Nr Konta 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010 z dopiskiem Ireneusz Palinker– 484/P
Andrzej Koenig