Minął dokładnie miesiąc od zaginięcia. 10 września 80-letnia kobieta wyszła ze swojego mieszkania w Jeleniej Górze i do tej pory do niego nie powróciła. Policja niezwłocznie podjęła poszukiwania, które zostały szeroko nagłośnione nie tylko w Jeleniej Górze. Po tak długim czasie sytuacja nadal jest w punkcie wyjścia, a kobieta się nie odnalazła. Okazuje się jednak, że ta sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Pani Teresa, choć mieszka w Jeleniej Górze, jest rodowitą Rzeszowianką. Pierwszą intrygującą zagadką był stan jej mieszkania. Po zaginięciu zostało one pozostawione otwarte. Zapewne, przyczyną tego faktu była zaawansowana demencja starcza pani Teresy. Jak się okazuje, kobieta jest także znana policji, która wielokrotnie odwoziła ją do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Znana jest też Pani Annie z Piechowic, która jadąc ze swoim przyjacielem, 4 września spotkała kobietę. - Kiedy znaleźliśmy tą, tak miłą i zagubioną panią, w upał, na środku obwodnicy za Wojcieszycami, myśleliśmy, że ktoś jej pewnie szuka, że ktoś sie nią opiekuje– mówi pani Anna. Podróżująca postanowiła pomóc pani Teresie, która oświadczyła podróżującym, że idzie do swojego domu w… Lublinie. W upale, z dużą walizką, samotnie spacerująca starsza kobieta, wzbudziła niemałe podejrzenia, dlatego pani Anna wraz ze swoim przyjacielem zabrała panią Teresę do swojego mieszkania. Podjęła dużo wysiłku, aby ustalić jej tożsamość i miejsce zamieszkania. - W MOPS-ie powiedziano nam, że mamy nie przesadzać, ,bo pani jest pod ich opieką i przecież nikomu nie zagraża. Że robią, co mogą i że policja ją ciągle przywozi. W przychodniach, również w tej, w której ta pani sie leczyła, nikt sie nie przejął jej stanem i tą sytuacja – dodaje kobieta. Pani Anna poinformowała też Stanisława Schuberta, prezesa Karkonoskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, który także zainteresował się tą sprawą. Prezes KSON-u dotarł do syna zaginionej kobiety. Poinformował także MOPS, aby zajął się tą sprawą ze szczególną starannością. Dzięki panu Schubertowi wiemy także, że kobieta, której stan wskazywał na bardzo zaawansowaną demencję, nie może zostać oddana do szpitala psychiatrycznego, bo rodzina nie wyraziła na to zgody, a jak na razie trwa proces jej ubezwłasnowolnienia. Mimo dużego zaangażowanie wielu osób oraz pomocy MOPS-u kobieta wyruszyła ponownie ze swojego mieszkania. Tym razem, 10 września, ponownie wyszła, pozostawiając otwarte drzwi. Niestety, do tej pory nie wróciła…
W tym momencie pojawia się pytanie: co w tej sprawie zrobił Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej?. Dlaczego kobieta ponownie wyszła z domu, mimo że służby wiedziały w jakim jest stanie?. W związku z tym postanowiliśmy zwrócić się do MOPS-u. Dyrektor Ośrodka – Wojciech Łabun oświadczył, że była im znana sytuacja życiowa Pani Teresy Delmaczyńskiej. Gdy dostali informację, że kobieta znajduje się w trudnej sytuacji zdrowotnej, podjęli wszelkie, niezbędne działania leżące w kompetencji Ośrodka. - Zgodnie z obowiązującymi przepisami, o których mówi art. 87 ustawy z dnia 25 lutego 1964 r. Kodeks rodzinny i opiekuńczy (Dz. U. z 2015r., poz. 583) rodzice i dzieci obowiązani są wspierać się wzajemnie. Dlatego też, w pierwszej kolejności tutejszy Ośrodek nawiązał kontakt z siostrą, synem i córką Pani Teresy Delmaczyńskiej, w celu zobowiązania członków rodziny do zapewnienia opieki Pani Delmaczyńskiej – mówi Dyrektor. Dodaje także, że członkowie rodziny, pomimo wcześniej złożonych deklaracji związanych z podjęciem opieki nad Panią Delmaczyńską, nie poczynili stosownych działań w kierunku zapewnienia jej pomocy. - Z uwagi na powyższe, tutejszy Ośrodek skierował sprawę do Sądu – mówi Łabun.
Od redakcji
Smutne jest to, że efektem tych „działań” doszło do takiej sytuacji. Pozostaje nam w nadziei czekać na pozytywne informacje w tej kwestii. Wierzymy, że pani Teresa szczęśliwie się odnajdzie. Do prawy na pewno wrócimy. Tymczasem warto zastanowić się nad kondycją współczesnych służb społecznych. Czy tak naprawdę ich priorytetem jest człowiek?