Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Cho­ro­wać po męsku

Od zara­nia wie­ków wycho­wa­nie chłop­ców wią­za­ło się z kul­tem siły, nie­oka­zy­wa­nia sła­bo­ści i bycia nie­na­ru­szal­ną pod­po­rą dla rodzi­ny. Dzi­siej­szy świat wno­si w ten obraz dodat­ko­we ocze­ki­wa­nia. Z jed­nej stro­ny męż­czy­zna ma być sil­ny, szorst­ki, nie­za­ła­mu­ją­cy się, a z dru­giej stro­ny ocze­ku­je się, że będzie umiał oka­zy­wać uczu­cia, mówić otwar­cie o swo­ich i part­ner­ki potrze­bach, być empa­tycz­ny i bez pro­ble­mów pora­dzić sobie z prze­ni­ka­niem się ról męskich i żeńskich.

      Nie­pew­ność zwią­za­na z róż­no­rod­no­ścią poglą­dów na temat isto­ty męsko­ści pro­wa­dzi do nie­po­ko­ju i kry­zy­su toż­sa­mo­ści wie­lu męż­czyzn, co jesz­cze moc­niej wzma­ga ich potrze­bę udo­wad­nia­nia, na róż­ne spo­so­by, swo­jej siły. Sil­ny męż­czy­zna nie cho­ru­je, nie narze­ka, nie przy­zna­je się do nie­po­ko­ju. Chłop­cy uczą się od swo­ich ojców, bycia odpo­wie­dzial­ny­mi za sie­bie i rodzi­nę, a to naj­czę­ściej ozna­cza katorż­ni­czą pra­cę dla bli­skich i bycie zawsze w formie.

      Przy­mus bycia „spraw­nym” spo­wo­do­wał, iż nie wypra­co­wa­no nawy­ków kon­tak­to­wa­nia się męż­czyzn z wła­sny­mi uczu­cia­mi i głęb­szy­mi potrze­ba­mi, np. na pozio­mie odczu­wa­nia nie­po­ko­ju o swo­je zdro­wie. W kon­fron­ta­cji z nie­po­ko­ją­cy­mi obja­wa­mi soma­tycz­ny­mi (m.in. częst­sze odda­wa­nie moczu w nocy i w dzień, par­cia moczu typu naglą­ce­go, zale­ga­nie moczu w pęche­rzu, czy cał­ko­wi­te zatrzy­ma­nie moczu, bóle zwią­za­ne z prze­rzu­ta­mi do ukła­du kost­ne­go) więk­szość męż­czyzn wypie­ra, racjo­na­li­zu­je problem.

      Naj­czę­ściej pod płasz­czy­kiem baga­te­li­zo­wa­nia pro­ble­mów, szcze­gól­nie tych zwią­za­nych ze zdro­wiem kry­je się uczu­cie bez­rad­no­ści oraz mniej lub bar­dziej uświa­do­mio­ny lęk przed bada­nia­mi, np. w sytu­acji podej­rze­nia cho­ro­by ster­cza bada­nia „per rec­tum”, któ­re wią­że się z koniecz­no­ścią poko­na­nia opo­ru zwią­za­ne­go ze wsty­dem i nie­po­ko­ju przed bólem. Nie mniej­szy pro­blem sta­no­wi ewen­tu­al­na kon­fron­ta­cja z sytu­acją nie­ko­rzyst­nej dia­gno­zy, któ­ra w istot­ny spo­sób naru­sza poczu­cie bez­pie­czeń­stwa i sta­wia męż­czy­znę w roli „cho­re­go na raka”.

      Nie­ste­ty w dal­szym cią­gu zbyt wie­lu męż­czyzn zgła­sza się do leka­rza dopie­ro wów­czas, gdy wystę­pu­ją­ce obja­wy soma­tycz­ne w istot­ny spo­sób zabu­rza­ją ich funk­cjo­no­wa­nie i z tego też wzglę­du nie mogą ich już dłu­żej bagatelizować.

Kil­ka suge­stii jak zachę­cać męż­czyzn do badań profilaktycznych

      Chcąc zachę­cić męż­czy­znę do badań, nie nale­ży go stra­szyć, pouczać i nim mani­pu­lo­wać: Taka for­ma wypo­wie­dzi blo­ku­je roz­mów­cę, wzbu­dza gniew i potrze­bę obrony.

      Roz­mo­wa na tema­ty trud­ne, a za takie moż­na uznać pro­blem badań medycz­nych, nie może być przy­pad­ko­wa. Dla­te­go war­to wziąć pod uwa­gę z kim roz­ma­wia­my. Czy nasz roz­mów­ca jest otwar­ty na tego typu roz­mo­wy, czy ma nawyk dba­nia o sie­bie i swo­je zdro­wie, czy potra­fi przyj­mo­wać uwa­gi, czy też zazwy­czaj baga­te­li­zu­je swo­je pro­ble­my zdro­wot­ne i całą swo­ją uwa­gę oraz ener­gię życio­wą kie­ru­je na pra­cę i budo­wa­nie wize­run­ku moc­ne­go, nie­roz­czu­la­ją­ce­go się męż­czy­zny. War­to zadbać o czas i miej­sce. Roz­mo­wa w pośpie­chu wpro­wa­dza cha­os i roz­draż­nie­nie oby­dwu stron.

      Roz­ma­wia­jąc nale­ży pamię­tać o empa­tii, któ­ra przede wszyst­kim pole­ga na umie­jęt­nym zro­zu­mie­niu uczuć, emo­cji dru­gie­go czło­wie­ka i usza­no­wa­niu ich. Wie­dząc, jak bar­dzo męż­czy­zna uni­ka leka­rzy, roz­mów, fil­mów o cho­ro­bach, nale­ży usza­no­wać i zro­zu­mieć jego nie­po­kój oraz z wyczu­ciem, łagod­nym gło­sem pod­jąć roz­mo­wę: „[…] sza­nu­ję Two­ją nie­chęć do leka­rzy, ale nie mam w sobie zgo­dy na to żebyś nara­żał swo­je zdro­wie i życie. Wiem, że nie lubisz o tym roz­ma­wiać, ale ja mam potrze­bę powie­dzieć Ci, jak bar­dzo się o Cie­bie boję i jak bar­dzo zale­ży mi na Two­im życiu. Nie zosta­wiaj­my tej spra­wy. Może w ponie­dzia­łek umó­wię Cie­bie do leka­rza, a sama też pój­dę i wyko­nam cyto­lo­gię. Lepiej żeby­śmy wie­dzie­li, że jeste­śmy zdro­wi”. Powie­dze­nie o swo­ich uczu­ciach świad­czy o naszej tro­sce, miło­ści i odpo­wie­dzial­no­ści, rów­nież za swo­je zdro­wie. Wspól­ne dzia­ła­nia mobi­li­zu­ją dru­gą oso­bę. W jakimś sen­sie obie stro­ny muszą poko­nać swój nie­po­kój przed badaniami.

      Waż­ną rolę wspie­ra­ją­co-moty­wu­ją­ca do wyko­na­nia badań mogą ode­grać dzie­ci i wnu­ki. Zachę­ce­nie ojca, dziad­ka do badań, nie jest łatwym zada­niem, ale z deli­kat­no­ścią, a zara­zem deter­mi­na­cją war­to wra­cać do tema­tu i zapro­po­no­wać pomoc w usta­le­niu wizy­ty u leka­rza, pod­wie­zie­niu, a nawet towa­rzy­sze­niu w wizy­cie. Sło­wa, wypo­wie­dzia­ne ze zro­zu­mie­niem opo­ru ze stro­ny roz­mów­cy, pozwa­la­ją zacho­wać spo­kój i życz­li­wość „Tato, dziad­ku, nie zby­waj mnie, pro­szę. Ja nie chcę Cie­bie ata­ko­wać i spra­wiać Ci przy­krość, ale bar­dzo Cię kocham i dla­te­go mar­twię się o Two­je zdro­wie. Pozwól mi, pro­szę, że razem zadba­my o te bada­nia. Kie­dy masz czas, aby­śmy poje­cha­li do lekarza?”.

Wspar­cie spo­łecz­ne w cho­ro­bie nowotworowej

      W chwi­li otrzy­ma­nia dia­gno­zy cho­ro­by nowo­two­ro­wej czło­wiek musi zmie­rzyć się z wie­lo­ma pro­ble­ma­mi natu­ry psy­chicz­nej i fizycz­nej. Uciąż­li­we lecze­nie, lęk o przy­szłość, zwol­nie­nie tem­pa życia, utra­ta ról spo­łecz­nych, zmie­rze­nie się z pyta­nia­mi natu­ry egzy­sten­cjal­nej, wery­fi­ka­cja trwa­ło­ści związ­ków z ludź­mi – to tyl­ko nie­któ­re pro­ble­my, w obli­czu któ­rych sta­je pacjent cho­ru­ją­cy na nowotwór.

      Spo­łecz­ny lęk zwią­za­ny z cho­ro­ba­mi nowo­two­ro­wy­mi, świat, w któ­rym coraz trud­niej zaak­cep­to­wać sła­bość, gdzie cho­ro­ba sta­je się tema­tem nie­wy­god­nym i wsty­dli­wym, nie sprzy­ja­ją zdro­wej adap­ta­cji do pro­ce­su cho­ro­by, lecze­nia i powro­tu do funk­cjo­no­wa­nia po cho­ro­bie. Pro­fe­sor Jacek Łuczak w przed­mo­wie do książ­ki „Rak i emo­cje” pisał „Cięż­ka, postę­pu­ją­ca cho­ro­ba, o trud­nym do prze­wi­dze­nia prze­bie­gu, a do takich nale­ży zali­czyć cho­ro­bę nowo­two­ro­wą, uszka­dza cia­ło, ale rów­no­cze­śnie kale­czy psy­chi­kę i rani duszę (…) Głę­bo­kie, przy­kre dozna­nia wyzwa­la­ją sze­reg nie­jed­no­krot­nie nie­do­strze­gal­nych dla osób postron­nych, wymy­ka­ją­cych się spod kon­tro­li emo­cji, takich jak, strach, nie­po­kój, żal, smu­tek i przy­gnę­bie­nie. Dia­gno­za cho­ro­by nowo­two­ro­wej i tru­dy jej lecze­nia, a w szcze­gól­no­ści nie­po­wo­dze­nia tera­pii przy­czy­no­wej, są źró­dłem bólu ducho­we­go i odwiecz­nych pytań, na któ­re nie ma odpo­wie­dzi: Dla­cze­go ja? Dla­cze­go Bóg mnie wybrał? W czym zawiniłem?”

      Cho­ro­ba nowo­two­ro­wa i jej dłu­go­trwa­łe lecze­nie stoi w opo­zy­cji do waż­nych psy­cho­lo­gicz­nie potrzeb czło­wie­ka, jaki­mi m.in. są: poczu­cie spraw­czo­ści, wpły­wu na swo­je życie i sil­na potrze­ba kon­tro­li nad wyda­rze­nia­mi, któ­re czło­wie­ka spo­ty­ka­ją. Świa­do­mość moż­li­wo­ści utra­ty życia, wyobra­że­nie śmier­ci w bólu sta­ją się od począt­ku cho­ro­by, a nawet jesz­cze przed otrzy­ma­niem dia­gno­zy, wyznacz­ni­kiem myśle­nia cho­re­go o swo­jej cho­ro­bie, o jej roz­wo­ju i zwią­za­nej z tym przy­szło­ści. Ma to rów­nież wpływ na rodzaj podej­mo­wa­nych dzia­łań zarad­czych (wal­ki lub uciecz­ki), wyzwa­la wie­le nega­tyw­nych emocji.

      Zma­ga­nie się ze stre­sem cho­ro­by ma zawsze cha­rak­ter indy­wi­du­al­ny. Wyzwa­nia zwią­za­ne z cho­ro­bą wery­fi­ku­ją umie­jęt­no­ści zarad­cze nie tyl­ko cho­re­go, ale rów­nież jego bli­skich. Nie­rzad­ko dotych­cza­so­we spo­so­by radze­nia sobie w sytu­acjach trud­nych oka­zu­ją się nie­wy­star­cza­ją­ce, a nie­kie­dy wręcz demo­ty­wu­ją­ce do podej­mo­wa­nia kon­struk­tyw­nych dzia­łań. Taki stan sta­wia cho­re­go i jego bli­skich w sytu­acji bez­rad­no­ści, samot­no­ści, zagu­bie­nia, pro­wa­dzi do zmian w struk­tu­rze oso­bo­wo­ści jed­nost­ki i całe­go sys­te­mu rodzin­ne­go Dla­te­go też bar­dzo waż­ną rolę w radze­niu sobie w cho­ro­bie i jej skut­ka­mi ubocz­ny­mi sta­no­wi wspar­cie spo­łecz­ne, rozu­mia­ne jako pomoc, któ­ra w wie­lu trud­nych sytu­acjach może łago­dzić szko­dli­we skut­ki stresu.

      Każ­dy cho­ry czło­wiek potrze­bu­je innej for­my wspar­cia. Jed­nak dla więk­szo­ści ludzi świa­do­mość, że w razie potrze­by mogą liczyć na wspar­cie per­so­ne­lu medycz­ne­go, osób bli­skich, przy­ja­ciół i zna­jo­mych budu­je poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Bada­nia wyka­zu­ją, że postrze­ga­ne wspar­cie spo­łecz­ne (nie zaś jego rze­czy­wi­sty wymiar) poma­ga w kon­fron­ta­cji ze stresem.

Jak mądrze wspie­rać cho­re­go mężczyznę?

      Sprzy­mie­rzeń­cem w pro­ce­sie lecze­nia są nie tyl­ko dzia­ła­nia stric­te medycz­ne, ale rów­nież sto­su­nek pacjen­ta do swo­je­go lecze­nia, wspar­cie spo­łecz­ne i zaufa­nie do leka­rza. To lekarz wpro­wa­dza pacjen­ta w świat cho­ro­by, szpi­ta­la i dzia­łań medycz­nych. To on pro­po­nu­je for­mę lecze­nia, zmie­nia ją lub z pew­nych wzglę­dów zupeł­nie z niej rezy­gnu­je. Dla­te­go waż­ne jest zaufa­nie, jakie cho­ry ma do swo­je­go leka­rza. Na to zaufa­nie pra­cu­ją jed­nak oby­dwie stro­ny: lekarz i pacjent. Każ­dy z nich musi wło­żyć wysi­łek, aby w trud­nej sytu­acji cho­ro­by i zło­żo­no­ści jej lecze­nia, zna­leźć dro­gę do porozumienia.

      Waż­nym ele­men­tem wspar­cia pacjen­ta przez leka­rza sta­no­wi edu­ka­cja, któ­rej celem jest lep­sze zro­zu­mie­nie przez pacjen­ta isto­ty swo­jej cho­ro­by i wyeli­mi­no­wa­nie nie­rze­tel­nej czę­sto lęko­twór­czej wie­dzy na ten temat. Dzię­ki edu­ka­cji wzmac­nia się rów­nież moc­ne stro­ny pacjen­ta i jego wła­sne zaso­by w radze­niu sobie z cho­ro­bą, co może zapo­biec nie­ko­rzyst­nym zacho­wa­niom w pro­ce­sie lecze­nia i pod­wyż­szyć jego dobro­stan w dłu­giej per­spek­ty­wie cza­so­wej. U pod­staw takich oddzia­ły­wań leży zało­że­nie, że z więk­szą wie­dzą na temat wła­snej cho­ro­by pacjent może sobie lepiej z nią radzić.

      Dzię­ki popraw­nej edu­ka­cji pacjent jest bar­dziej skłon­ny trzy­mać się zale­ceń lekar­skich i lepiej zro­zu­mieć sens podej­mo­wa­nych wobec nie­go pro­ce­dur medycz­nych. Zwięk­sza się tak­że wia­ra w leka­rza pro­wa­dzą­ce­go, zaan­ga­żo­wa­nie pacjen­ta i jego rodzi­ny w lecze­nie oraz chro­ni przed bazo­wa­niem na infor­ma­cjach doty­czą­cych cho­ro­by, któ­re pocho­dzą z nie­rze­tel­ne­go źródła.

Wspar­cie osób bliskich

      Nie ma jed­ne­go dobre­go spo­so­bu wspie­ra­nia oso­by cho­rej — war­to wspól­nie z cho­rym i resz­tą rodzi­ny wypra­co­wać swój wła­sny spo­sób, zasta­na­wia­jąc się, jak takie wspar­cie i opie­ka powin­na w naszej rodzi­nie wyglą­dać. Poni­żej znaj­du­je się kil­ka pomoc­nych wskazówek.

1. Waż­ne, aby oso­by wspie­ra­ją­ce, jak rów­nież sam cho­ry, posia­da­li rze­tel­ną wie­dzę o sta­nie zdro­wia cho­re­go. W prze­ciw­nym razie ist­nie­je duże praw­do­po­do­bień­stwo, że każ­da infor­ma­cja wzbu­dzi nie­po­trzeb­ne emo­cje i wpro­wa­dzi cha­os komunikacyjny.

2. Nie nale­ży ogra­ni­czać cho­re­mu pra­wa decy­do­wa­nia o sobie. Fakt cho­ro­by nie ozna­cza, że pacjent stra­cił pra­wo do podej­mo­wa­nia decy­zji. Szcze­gól­nie waż­ne jest to w sto­sun­ku do męż­czyzn, któ­rzy źle zno­szą ogra­ni­cze­nia w codzien­nych aktywnościach.

3. Wspie­ra­jąc war­to usta­lić z cho­rym, cze­go wza­jem­nie od sie­bie ocze­ku­je­my. Jaka for­ma pomo­cy w danym momen­cie jest dla cho­re­go nie­zbęd­na, a z któ­ry­mi obo­wiąz­ka­mi chce on radzić sobie sam.

4. Nie nale­ży pocie­szać cho­re­go na siłę. Wszy­scy mamy pra­wo do uczuć, tych trud­nych rów­nież. Każ­da emo­cja odzwier­cie­dla to, co w danym momen­cie dzie­je się w naszym życiu. Nie odtrą­caj­my wypo­wie­dzi cho­re­go na temat śmier­ci, ani też swo­ich myśli na ten temat. Roz­mo­wa pozwa­la zmie­rzyć się z tym, co i tak nas drę­czy, a trud­ne emo­cje, kie­dy zosta­ną wypo­wie­dzia­ne, tra­cą na sile.

5. Cho­ry ma pra­wo marzyć i w mia­rę swo­ich moż­li­wo­ści reali­zo­wać te marze­nia. Ma też pra­wo do swo­ich emo­cji — do lep­szych i gor­szych dni, ale nie ma pra­wa źle trak­to­wać swo­ich bliskich.

6. Pozwól­my oso­bie cho­rej zała­twić spra­wy (praw­ne, mate­rial­ne, spad­ko­we) i nie trak­tuj­my tego jako zwia­stu­na złych wydarzeń.

7. Zdro­wie­nie to wspól­ny wysi­łek cho­re­go, bli­skich, leka­rza i innych pomoc­nych ludzi. Przy­szło­ści nie zna­my, ale może­my zadbać o dobrą i god­ną jakość życia dzisiaj.

      Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że bli­skość kocha­nych osób daje cho­re­mu czło­wie­ko­wi poczu­cie akcep­ta­cji, miło­ści oraz bez­pie­czeń­stwa. Waż­ne, aby oby­dwie stro­ny: cho­ry i jego bli­scy oka­zy­wa­li sobie wza­jem­nie zro­zu­mie­nie dla wła­snych ogra­ni­czeń i nie cze­ka­jąc, że ktoś się domy­śli, mówi­li, jakie są ich potrzeby.