W Górach Olbrzymich
W willi głuchej,
W pokojach, które w mroku trwają
Dawne się ze snu budzą duchy
I – zapomniane skrzypce grają…
Smyczek ze struną cicho gada
Październik w chłodnych drży Plejadach
A Stradivarius Małgorzaty
W światy prowadzi i zaświaty.…
Opowieść o skrzypcach Margaret Hauptmann należałoby chyba rozpocząć od roku 1893 kiedy ma premierze “Hannele” w Berlinie Gerhart Hauptmann poznaje młodszą od niego o 18 lat skrzypaczkę i aktorkę Margaret Marschalk. W tym czasie pisarz jest od ośmiu lat żonaty z Marią Thienemann, z którą ma trójkę dzieci. Hauptmann mieszka z rodziną w Szklarskiej Porębie. Jego małżeństwo przechodzi akurat ostry kryzys, którego przyczyną mogła być również, a może przede wszystkim Margaret, towarzysząca pisarzowi w licznych podróżach do Ameryki Północnej, Szwajcarii, Grecji oraz Włoch.
Małżeństwo Hauptmannów rozpadło się definitywnie w roku 1900, kiedy Gerhartowi urodził się syn, którego szczęśliwą matką nie była żona pisarza, lecz właśnie Margaret Marschallk. W tym samym roku Gerhart nabywa w Jagniątkowie łąkę zwaną “Wiesenstein”, gdzie niebawem rozpoczyna się budowa nowego i okazałego domu Hauptmanna. zaprojektowanego przez berlińskiego architekta Hansa Grisebacha. 11 sierpnia 1901 roku pisarz wprowadził się do swojej “twierdzy” u stóp Karkonoszy, a po rozwodzie z Marią w roku 1904, w domowej kaplicy swojej willi Gerhart poślubił Margaret.
Drugie małżeństwo Hauptmanna okazało się udane i trwałe. Gerhart i Margaret przeżyli ze sobą ponad czterdzieści lat, a jagniątkowka „Wiesenstein” stała się w tym okresie miejscem spotkań wielu wybitnych postaci odwiedzających pisarza w jego siedzibie u stóp Karkonoszy.
W roku 1912 Gerhartowi Hauptmannowi przyznano literacką Nagrodę Nobla „w uznaniu jego płodnej, różnorodnej i wybitnej działalności w dziedzinie sztuki dramatycznej”. Chyba właśnie w tym czasie pisarz kupił swojej żonie bardzo kosztowny prezent – skrzypce Stradivariusa. Na zdjęciu upamiętniającym ten moment widzimy rodzinę Hauptmannów; Gerharta, Margaret i ich syna Benvenutto, dla którego instrument stanowił jak się wydaje podstawę edukacji muzycznej.
Czy jak chce legenda Margaret często grywała na swoich skrzypcach? Tradycje salonu muzycznego „Wiesenstein” i niektóre elementy naściennych malunków Avenariusa w „hali rajskiej” każą przypuszczać, że tak chociaż prawdopodobnie gra pani Hauptmann daleka była od wirtuozerii i stanowić mogła co najwyżej towarzyską atrakcję artystycznych spotkań i dyskusji, które często odbywały się w domu pisarza.
Gerhart Hauptmann lata II wojny światowej spędził w Jagniątkowie prawie nie ruszając się spod Karkonoszy. Przez nazistowskie władze Niemiec pisarz jest dostrzegany i tolerowany, ale bez przesadnego entuzjazmu. Obchody 80-tych urodzin Hauptmanna w roku 1942 nie odbyły się w Berlinie , ale w dość skromnym gronie zaproszonych gości w Wiedniu i Wrocławiu. Pierwsze miesiące
po zakończeniu wojny są dla Hauptmannów trudne i nie opływające w dostatki; sędziwy pisarz coraz bardziej zapada na zdrowiu, a dramat pogłębia się kiedy z nadejściem jesieni roku 1945 rozpoczynają się pierwsze chłody; wydaje się, że gdyby nie polski minister Stefan Jędrychowski, który osobiście zlecił, aby do willi dostarczyć z wałbrzyskich kopalń 60 ton koksu, Hauptmann nie przeżyłby nadchodzącej zimy.
Po zakończeniu wojny do willi Hauptmanna przyjeżdżają Rosjanie — oficer łącznikowy NKWD — Sokołow dostaje polecenie zajęcia się pisarzem, w celu nakłonienia go do współpracy na rzecz nowych, demokratycznych Niemiec. W sprawozdaniach radzieckiego oficera w sporej części poświęconej również dorobkowi i majątkowi Hauptmanna nie ma wzmianki o kosztownych skrzypcach Stradivariusa, które do tego czasu zostały pewnie sprzedane lub ukryte przed zachłannością Armii Czerwonej.
Pisarz umiera w swojej willi 6 czerwca1946 roku. W czasie agonii wielokrotnie traci przytomność… W krótkich chwilach powracającej świadomości jest zdezorientowany i niespokojny… Ten niepokój wyraził się także w ostatnich słowach Hauptmanna wypowiedzianych na 3 dni przed śmiercią: Czy jestem jeszcze w swoim domu?…
Gerhart Hauptmann pozostał w swojej jagniątkowskiej willi nie tylko do śmierci, ale i przez… kolejnych 6 tygodni. Tyle czasu potrzebowano bowiem, by wydać zgodę na wywóz zwłok za granicę. Na wyraźne życzenie Margaret , wspieranej przez stronę niemiecką, a wbrew woli pisarza, postanowiono pochować go na bałtyckiej wyspie Hiddensee, gdzie od roku 1930 znajdowała się letnia rezydencja Hauptmannów.
Specjalny pociąg wyruszył z Jeleniej Góry 21 lipca 1946 roku przez Forst do Stralsund, wioząc nie tylko zwłoki pisarza, całą jego bibliotekę i wyposażenie domu, ale także sześć niemieckich rodzin z sąsiedztwa willi „Wiesenstein.” Wśród bagażu nie było jednak skrzypiec Stradivariusa.
Siedem dni dni później 28 lipca 1946 roku w Kloster na małej wyspie Hiddensee koło Rugi,Gerhart Hauptmann został pochowany wedle swojego życzenia w habicie franciszkańskim z osobistym egzemplarzem autobiograficznej “Przygody mojej młodości” pod głową. W roku 1957 zmarła Margaret Marschalk, zaś w początkach lat sześćdziesiątych w zachodnioniemieckiej prasie opisywano sprzedaż sporej części biblioteki Hauptmanna. O skrzypcach ani słowa…
W tym samym czasie willa „Wiesenstein” stała się domem wczasów dziecięcych “Warszawianka”. W Jagniątkowie zaczęły krążyć opowieści o niesamowitych koncertach skrzypcowych, granych na niewidzialnym instrumencie podczas jesiennych i zimowych nocy.
Skrzypce grają…
Muzyka się niesie
Nad drzewami starymi w ogrodzie,
Lecą liście
Pochyla się jesień,
Która w góry zbyt szybko przychodzi…
Skrzypce grają…
W jesiennych nokturnach
Deszcz na szybach rytm głucho wybija…
Jak ptak czarny
Noc dżdżysta i chmurna
W Rzece Czasu
Co płynie.…
I – mija…
TADEUSZ SIWEK;