W Karkonoszach mieszkał niegdyś potężny Duch Gór, który był znany ludziom hen daleko. Nazywali go Liczyrzepą. Duch Gór nie znosił jednak tego imienia, które przypominało mu jego najbardziej sromotną porażkę. Władca Gór spotkał mianowicie podczas swoich wędrówek młodą i piękną księżniczkę, którą uprowadził do swojej podziemnej krainy. Nieszczęśliwa księżniczka uciekła jednak podstępnie Duchowi Gór. Poprosiła go bowiem, aby policzył rzepy na polu. Dzięki czarom sprowadziła sobie tymczasem konia i na nim uciekła z królestwa Ducha Gór. Kiedy dowiedziano się o udanym fortelu Duch Gór otrzymał swe przezwisko Liczyrzepa.
Ludzie wystrzegali się jednak głośnego wymawiania przezwiskach w granicach włości Ducha Gór. Zbieracze ziół i grzybów nazywali go ostrożnie Panem Gór lub Panem Janem. Mieszkańcy lasów i gór, którzy wierzyli w jego istnienie, byli z nim najbardziej spoufaleni. Wobec nich Duch Gór częstokroć okazywał się przyjemny i gotowy do pomocy. Również biednym dzieciom, które wzbudzały jego współczucie, Duch Gór chętnie pomagał. Ale biada temu, kto go obraził lub dotknął! Takich bezecników przeganiał Władca Gór z błyskawicą, burzą śnieżną i gradem na złamanie karku lub płatał im złośliwego figla.
Często też Duch Gór występował w roli sędziego, kiedy w jego włościach działa się niesprawiedliwość. Niejednemu złoczyńcy lepiej byłoby popaść w ręce sprawiedliwości ludzkiej niż w bezlitośnie karzące ręce Ducha Gór. Był on, bowiem bardzo kapryśny. Jego nastrój i łaska zmieniały się jak pogoda w Karkonoszach. Raz Duch Gór był przyjazny jak jasne światło słońca, które odbijało się w szybach werandy schroniska księcia Henryka(1), to znów szalał, grzmiał i szarpał jak nieokiełznany wicher, który gnał w stronę Śnieżnych Kotłów.
Od tego czasu dobrze wytyczone i wyrównane ścieżki, opatrzone tyczkami, przecinają góry, a przytulne schroniska zapraszają do pożywienia się i zabawy przy dźwięku cytry i ogólnej wesołości. Duch Gór nie ukazuje się wśród ludzi, którzy zakłócają jego spokój i samotność hasłem, głośnym śmiechem i miejskimi zwyczajami. Kto pragnie jeszcze spotkać Ducha Gór musi zapuścić się w ustronne łąki w okolicach obu stawów(2) lub dzikie granie Koziego Grzbietu(3).
Już w 1597 r. donoszono, że Duch Gór ukazywał się, jako tajemniczy mnich, który pojawiał się w górskich zdrojach, zwłaszcza w Cieplicach Śląskich, pomiędzy bogatymi, dobrze ubranymi ludźmi. Kiedy potem próżni, wytworni kuracjusze wyruszali na wędrówkę przez lasy i doliny, wówczas jeszcze nie zamieszkanych Karkonoszy, przyłączał się do wesołego towarzystwa skromny, niepozorny mnich. Wesołość panowała jednak tylko tak długo, jak drogi i ścieżki były znane i dawały się rozpoznać. Kiedy pojawiały się pierwsze wątpliwości, co do prawidłowej drogi, a towarzystwu groziło zagubienie się w moczarach, torfowiskach i ostępach leśnych, spokojny mnich porzucał swą zwykłą powściągliwość. Długo perswadował ludziom, że nie powinni się bać, bo on sprowadzi ich na właściwa drogę. W rzeczywistości Duch Gór chciał wyprowadzić nadętych mieszczuchów na manowce i udzielić im przykładnej lekcji za ich arogancką pychę. Kiedy w końcu Duch Gór zupełnie wyprowadził kuracjuszy w pole, a ci byli już bezradni, wdrapywał się na drzewo i wybuchał szyderczym śmiechem, który daleko rozbrzmiewał w cichym i nieporuszonym lesie. Duch Gór przebrany w taki sposób nie ukazuje się już w górach, ale na manowce bez i ku zgubie wyprowadzał jeszcze wielu wędrowców, aż po nasze czasy.
(1) — nieistniejące już schronisko na krawędzi Kotła Wielkiego Stawu.
(2) — Wielki i Mały Staw
(3) — Kozi Grzbiet znajduje się po czeskiej stronie Karkonoszy pomiędzy Lucni Horą a Szpindlerowym Młynem.
wg „Die schonsten Sagen aus Schlesien” neu erzahlt fur jung und alt von Jochen Hoffbauer. Aufstieg – Verlag Munchen 1988. oprac. Andrzej Paczos Skarbiec Ducha Gór 4/97.