Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

CIE­SZYN — ZARYS DZIE­JÓW MIA­STA (Część pierw­sza — legen­da o zało­że­niu miasta)

Cie­szyn jest jed­nym z naj­star­szych miast na Ślą­sku. Poda­nie gło­si, że w zamierz­chłej prze­szło­ści, gdzieś na pol­skiej zie­mi, stał drew­nia­ny gród, będą­cy sie­dzi­bą księ­cia Lesz­ka, któ­ry spra­wie­dli­wie rzą­dził swo­im ludem. Dumą i rado­ścią księ­cia byli trzej syno­wie; Bol­ko, Lesz­ko i Ciesz­ko, któ­rzy pomi­mo mło­dzień­czych figlów byli ulu­bień­ca­mi wszyst­kich miesz­kań­ców gro­du. Z upły­wem lat bra­cia wyro­śli na męż­nych wojow­ni­ków i wpraw­nych myśli­wych. Byli nie­roz­łącz­ni. Wraz ze swy­mi dru­ży­na­mi spę­dza­li coraz wię­cej cza­su na polo­wa­niach, pene­tru­jąc oko­licz­ne lasy. Pusz­cza była ich dru­gim domem i tak też się w niej czu­li, wra­ca­jąc do rodzi­ciel­skie­go gro­du z upo­lo­wa­ną zwie­rzy­ną jedy­nie na krót­ki odpoczynek.

      Pew­nej lip­co­wej nocy, ksią­żę Leszek udał się na wie­żę swe­go zam­ku, skąd otwie­rał się roz­le­gły widok na pobli­ską knie­ję i roz­po­star­te ponad nią, roz­świe­tlo­ne gwiaz­da­mi let­nie nie­bo. W mro­ku nocy świa­tło księ­ży­ca osre­brza­ło postać pogrą­żo­ne­go w zadu­mie sta­re­go księ­cia, któ­ry w odda­li, na zachod­niej stro­nie nie­ba, dostrzegł trzy skrzą­ce się gwiaz­dy. Przy­pa­tru­jąc się uważ­nie migo­czą­cym gwiaz­dom, pomy­ślał Leszek o swych synach: Bol­ku, Lesz­ku i Ciesz­ku. Czyż­by trzy jaśnie­ją­ce na nie­bie gwiaz­dy sta­no­wić mia­ły dla mło­dzień­ców wróż­bę? Po chwi­li zadu­my ksią­żę roz­ka­zał przy­pro­wa­dzić synów na wie­żę i wska­zu­jąc na nie­bo powie­dział: „Trzy są te gwiaz­dy, tak jak i wy trzej jeste­ście. To bogo­wie znak mi jakiś dają. Sko­ro się tyl­ko roz­wid­ni, poje­dzie­cie ze swo­imi dru­ży­na­mi. Każ­dy jed­nak obie­rze inną dro­gę, a kie­dy jesień pozło­ci las i liście posy­pią się z drzew, wte­dy wró­ci­cie i opo­wie­cie, co zna­leź­li­ście w tam­tych stronach.” 

     Zgod­nie z wolą ojca Bol­ko, Lesz­ko i Ciesz­ko ze swy­mi dru­ży­na­mi, wcze­snym świ­tem ruszy­li na zachód, a gdy sta­nę­li w pusz­czy na roz­sta­ju dróg każ­dy z nich poje­chał w swo­ją stro­nę, coraz głę­biej zapusz­cza­jąc się w nie­prze­by­ty, ciem­ny bór, a peł­ne polo­wań i przy­gód dni wędrów­ki upły­wa­ły jeden po dru­gim. Mło­dzień­cy tra­ci­li z wol­na nadzie­ję na spo­tka­nie któ­re­goś z bra­ci tym bar­dziej, że liście drzew zaczy­na­ły już mie­nić się jesien­ny­mi bar­wa­mi, przy­po­mi­na­jąc każ­de­mu z ksią­żąt o zło­żo­nej ojcu obiet­ni­cy powro­tu do grodu.

      Leszek jechał brze­ga­mi pły­ną­cej przez leśną gęstwi­nę nie­wiel­kiej rze­ki opły­wa­ją­cej wid­nie­ją­ce w odda­li nie­zbyt wyso­kie wznie­sie­nie. Ksią­żę, pozo­sta­wił w tyle dru­ży­nę i ruszył na szczyt wzgó­rza, aby stam­tąd zgod­nie z wcze­śniej­szą umo­wą zagrać zna­ny Bol­ko­wi i Ciesz­ko­wi sygnał. Trzej ksią­żę­ta umó­wi­li się bowiem, że każ­de­go dnia gra­niem na myśliw­skim rogu zawia­da­miać będą o swo­im miej­scu poby­tu. U stóp wzgó­rza mło­dy ksią­żę zauwa­żył nie­wiel­kie źró­dło. Zesko­czył z konia, żeby się napić- źró­dla­na woda sma­ko­wa­ła wybor­nie. Oko­li­ca wokół źró­deł­ka była pięk­na, wędrow­cy spra­gnie­ni, głod­ni i zmę­cze­ni — posta­no­wio­no zatem pozo­stać w tym miej­scu do następ­ne­go dnia. Przed wie­czo­rem Leszek udał się na szczyt wzgó­rza i zadął na czte­ry stro­ny świa­ta. Ku jego zdzi­wie­niu i rado­ści, po chwi­li, gdzieś z odda­li odpo­wie­dział sła­by dźwięk myśliw­skie­go rogu. Ucie­szo­ny Leszek, prze­czu­wa­jąc nadej­ście któ­re­goś z bra­ci, naka­zał roz­pa­lić duże ogni­sko i opo­rzą­dzić na wie­cze­rzę upo­lo­wa­ne­go uprzed­nio jele­nia. Sygnał docho­dzą­cy z boru sta­wał się coraz wyraź­niej­szy, a po nie­dłu­gim cza­sie spo­śród ciem­nie­ją­cej gęstwi­ny wyło­ni­ła się dru­ży­na Bol­ka. Powi­ta­niom nie było koń­ca… Zanim zaszło słoń­ce, na prze­ciw­le­głym brze­gu, roz­legł się nara­sta­ją­cy tętent koni… Do obo­zo­wi­ska zbli­ża­ła się jakaś licz­na dru­ży­na. Jadą­cy na prze­dzie zesko­czył z konia i zbli­żył się do obo­zu­ją­cych, a Bol­ko i Lesz­ko pozna­li, że przy­by­szem jest ich brat Ciesz­ko! Bra­cia póź­no w noc słu­cha­li swo­ich opo­wie­ści. Rano Lesz­ko prze­mó­wił do dru­żyn­ni­ków w imie­niu swo­im i bra­ci: „Ura­dzi­li­śmy, że już dalej nie poje­dzie­my. Tu obok zdro­ju wypocz­nie­my dni kil­ka, po czym ruszy­my w powrot­ną dro­gę do nasze­go gro­dzi­ska. Wró­ci­my w to miej­sce i na wiecz­ną pamiąt­kę nasze­go spo­tka­nia zbu­du­je­my na tym oto wzgó­rzu gród warow­ny, któ­ry nazwie­my Cie­szy­nem, by sta­no­wił pomnik naszej dzi­siej­szej radości.”

      Są też tacy, któ­rzy powia­da­ją, że to imię Ciesz­ka, któ­ry przy­wę­dro­wał w tę pięk­ną oko­li­cę jako ostat­ni, dopeł­nia­jąc rado­ści z nie­ocze­ki­wa­ne­go spo­tka­nia, pomo­gło w obra­niu nazwy dla nowe­go gro­du. Legen­da mówi rów­nież, że tam­tej pamięt­nej jesie­ni, Bol­ko, Lesz­ko i Ciesz­ko, uczy­ni­li ze źró­deł­ka, przy któ­rym spo­tka­ły się ich dru­ży­ny, stud­nię, upa­mięt­nia­ją­cą ich szczę­śli­we spo­tka­nie. Nazwa­li ją „Stud­nią Trzech Bra­ci”. Do dziś dzień stoi ona przy wąskiej malow­ni­czej ulicz­ce sta­re­go Cie­szy­na. Bez­gło­śnie opo­wia­da przy­by­szom legen­dę o powsta­niu mia­sta i wyja­śnia pocho­dze­nie jego nazwy.

 

Tekst wg Józe­fa Ondru­sza
Szy­mon Wałachowski