Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Pasja odna­le­zio­na

W ósmym roku swo­jej dzia­łal­no­ści Sto­wa­rzy­sze­nie W Cie­niu Lipy Czar­no­le­skiej opu­bli­ko­wa­łó sie­dem­dzie­sią­tą dzie­wią­tą pozy­cję wydaw­ni­czą, któ­rą jest dwu­dzie­sty szó­sty debiu­tanc­ki tomik. Powta­rza się pew­na pra­wi­dło­wość –Autor­ka prze­ży­wa lite­rac­ki debiut w porze jesie­ni życia. Wia­do­mo, że w naszych realiach dłu­go cze­ka­ła­by na wyda­nie swo­ich wier­szy, jako że naj­chęt­niej dru­ko­wa­ny jest doro­bek auto­rów dobrze zna­nych na ryn­ku czy­tel­ni­czym, któ­ry daje gwa­ran­cję rychłe­go zysku. Sto­wa­rzy­sze­nie jest orga­ni­za­cją non pro­fit, a zatem prio­ry­te­tem jego dzia­łal­no­ści nie jest zysk, ale stwo­rze­nie szan­sy tym , któ­rzy na druk swo­jej twór­czo­ści zasługują.

Hali­na Bur­kow­ska, na swój spo­sób jest isto­tą rene­san­so­wą. Z wykształ­ce­nia jest fizy­kiem, a zawód ma podwój­ny – była nauczy­ciel­ką, a jest ryba­kiem, gdyż z mężem Sta­ni­sła­wem pro­wa­dzi hodow­lę ryb w uro­kli­wie poło­żo­nych i per­fek­cyj­nie zago­spo­da­ro­wa­nych sta­wach. Wraż­li­wość huma­nist­ki pozwa­la jej postrze­gać cała uro­dę podi­zer­skiej zie­mi, chło­nąć dźwię­ki i zapa­chy, któ­re rodzi natu­ra, napa­wać się roz­ma­ito­ścią barw dzi­ko rosną­cych roślin i ogro­do­wych kwia­tów, posa­dzo­nych ręka Hali­ny na skar­pach przy tafli wody.

Wyko­ny­wa­ny zawód nauczy­ciel­ki pozwo­lił Autor­ce poznać trud­ne pro­ble­my spo­łecz­ne, zwłasz­cza zagu­bie­nie dzie­ci, opusz­czo­nych przez rodzi­ców, któ­rzy uda­li się na emi­gra­cję zarob­ko­wą. Bli­sko dwu­dzie­sto­let­ni okres pra­cy za naszą zachod­nią gra­ni­cą wzbo­ga­cił doświad­cze­nia Autor­ki. Zanim bie­gle opa­no­wa­ła język, by i w Niem­czech uczyć w szko­le, ima­ła się róż­nych zawo­dów. Wszyst­ko to wzbo­ga­ci­ło Jej widze­nie zawi­ło­ści świa­ta, a zara­zem dostar­czy­ło twór­czych inspi­ra­cji. Wier­sze Hali­ny Bur­kow­skiej są albo opi­sem cudów natu­ry i rela­cji, jakie wią­żą czło­wie­ka ze świa­tem roślin i zwie­rząt, albo wyra­zem zatro­ska­nia tym wszyst­kim, co czy­ni nie­ła­twym los czło­wie­ka. Do rąk czy­tel­ni­ków tra­fił tomik, któ­ry mówi o tym, że war­to zatrzy­mać się choć cna chwi­lę mię­dzy nie­bem a zie­mią, by doznać zachwy­tu cuda­mi natu­ry, poczuć radość ist­nie­nia i zadu­mać się nad wła­snym przeznaczeniem.

W ramach spo­tkań lite­rac­kich z cyklu ARS POETI­CA odby­ła się 13 paź­dzier­ni­ka br. w kawiar­ni MUZA Osie­dlo­we­go Domu Kul­tu­ry na jele­nio­gór­skim Zabo­brzu pro­mo­cja wspo­mnia­ne­go zbio­ru wier­szy „Mię­dzy nie­bem zie­mią i wodą”

Pani Daria Pace­wicz, repre­zen­tu­jąc ODK, powi­ta­ła boha­ter­kę wie­czo­ru i uczest­ni­ków impre­zy, potem autor­ka tomi­ku powie­dzia­ła kil­ka słów o swo­jej pra­cy ( była fizy­kiem z wykształ­ce­nia, nauczy­ciel­ką z zawo­du, mate­ma­tycz­ką z zami­ło­wa­nia), teraz miesz­ka i pra­cu­je wraz z mężem w Bar­cin­ku, gdzie zmo­der­ni­zo­wa­li lub zbu­do­wa­li od pod­staw sta­wy ryb­ne. Pra­cu­ją tutaj, napa­wa­jąc się uro­kiem miej­sca, w któ­rym zna­leź­li swo­je prze­zna­cze­nie, a któ­re dostar­cza pani Hali­nie poetyc­kich inspiracji.

W nastrój wie­czo­ru wpro­wa­dzi­ła muzy­ka Bacha, towa­rzy­szą­ca pro­jek­cji pięk­nych slaj­dów z obra­za­mi, będą­cy­mi zaczy­nem dla wier­szy. Nie­któ­re tek­sty zosta­ły wkom­po­no­wa­ne w foto­gra­my, obra­zu­ją­ce nie­opi­sa­ne pięk­no natu­ry rejo­nu pogó­rza Izer­skie­go. Tak więc Hali­na Bur­kow­ska zapre­zen­to­wa­ła się uczest­ni­kom tego spo­tka­nia i jako autor­ka wier­szy i jako zdol­ny, wraż­li­wy foto­gra­fik. Potem był jesz­cze jeden antrakt wokal­no-pro­jek­cyj­ny i dal­sze czy­ta­nie wierszy.

Kie­dy Hali­na Bur­kow­ska wyczer­pa­ła swój pro­gram, głos zabrał Zenon Szku­dla­rek z Ryb­ni­cy, pod­kre­śla­jąc, jak boga­tą oso­bo­wość ma autor­ka pre­zen­to­wa­nych wier­szy. Przed­sta­wił się jako jej kole­ga po pió­rze (jest auto­rem tłu­ma­cze­nia książ­ki o Rybnicy)i gra­tu­lo­wał, że ta autor­ka potra­fi pogo­dzić wszyst­kie pasje: twór­czość lite­rac­ką, trans­la­tor­ską, foto­gra­fi­kę i hodow­lę ryb. Dwu­dzie­sto­let­ni pobyt w Niem­czech pozwo­lił pani Hali­nie bie­gle opa­no­wać język nie­miec­ki, co owo­cu­je teraz pra­cą nad tłu­ma­cze­niem obco­ję­zycz­nych tek­stów, poświę­co­nych prze­szło­ści Bar­cin­ka. Dzię­ki pasji i wytrwa­ło­ści prze­obra­zi­li z mężem Sta­ni­sła­wem kawa­łek zie­mi w Bar­cin­ku w miej­sce pięk­ne i dają­ce gospo­dar­czy poży­tek. Obo­je już osią­gnę­li sta­tus eme­ry­tów, co dla nich nie jest rów­no­znacz­ne z bez­ru­chem i zawo­do­wym zastojem.

Po pre­zen­ta­cji wier­szy, slaj­dów i par­tii muzycz­nych były kwia­ty, gra­tu­la­cje, uści­ski i wpi­sy­wa­nie auto­gra­fów. W kolej­ce cze­ka­ły i kole­żan­ki ze Sto­wa­rzy­sze­nia W Cie­niu Lipy Czar­no­le­skiej (z człon­ki­nią Związ­ku Lite­ra­tów Pol­skich Wie­sła­wą Sie­masz­ko – Zie­liń­ską), do któ­re­go pani Hali­na nale­ży i któ­re było wydaw­cą jej debiu­tanc­kie­go tomi­ku, i bli­scy, i przy­ja­cie­le i pozo­sta­li wier­ni uczest­ni­cy imprez z cyklu ARS POETICA.

Po ofi­cjal­nej czę­ści wie­czo­ru jego uczest­ni­cy dzie­li­li się wrażeniami:

- Te wier­sze wypły­wa­ją z głę­bi duszy i ser­ca, z doświad­czeń życio­wych, mniej tu jest fan­ta­zji, a wię­cej głę­bo­kiej reflek­sji i prze­my­śleń. W tej twór­czo­ści jest wie­le melan­cho­lii, ale też wie­le auten­ty­zmu, co w sumie daje cie­ka­we połą­cze­nie – powie­dział Leon Kowal­ski, były jele­nio­gó­rza­nin, obec­nie miesz­ka­niec Jano­wic Wielkich.

Nato­miast pani Lucja­na Śro­da z Pasiecz­ni­ka, pro­sząc o wpi­sy do dwóch tomi­ków, wyzna­ła: Prze­zna­czam je moim cór­kom, niech czy­ta­ją i uczą się z poezji wraż­li­wo­ści i rozu­mie­nia zaga­dek życia. Jak dopad­nie ich chan­dra, nie będą się czu­ły samot­ne, się­ga­jąc po ten tomik.

Lidia Ton­ko­wicz poru­szo­na była szcze­ro­ścią zapi­sów, jakie zna­la­zły się w wier­szach. Jed­no­znacz­nie mówią one o tym, ze pani Hali­na ma odwa­gę czer­pać z wła­snych życio­wych doświad­czeń, poko­nu­jąc barie­rę onie­śmie­le­nia i robiąc z nich lite­rac­ki uży­tek . Pre­zen­ta­cja wier­szy w pew­nych momen­tach była prze­ry­wa­na spon­ta­nicz­ny­mi okla­ska­mi. Dzia­ło się tak wów­czas, kie­dy pada­ły sło­wa o sta­ro­ści, osa­mot­nie­niu, nie­zro­zu­mie­niu. Widać było, że słu­cha­cze odnaj­dy­wa­li w tych sło­wach swo­je wła­sne doświad­cze­nia. Było to echo tre­ści zawar­tych w wier­szach, dyk­to­wa­nych przez życie.

Maria Suchec­ka