Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Czy potrze­bu­je­my limi­tu kaden­cji w samorządzie?

Wybory samorządowe 2018. Pilnujmy wyborówPubli­ku­je­my arty­kuł  ze stron Fun­da­cji Bato­re­go na temat zasad­no­ści refor­my kaden­cyj­no­ści władz samorządowych.

Nie­daw­no po raz kolej­ny poja­wi­ła się zapo­wiedź zmian w ustro­ju samo­rzą­do­wym. Naj­bar­dziej dys­ku­to­wa­ną pro­po­zy­cją jest ogra­ni­cze­nie moż­li­wo­ści spra­wo­wa­nia funk­cji wój­ta, bur­mi­strza lub pre­zy­den­ta mia­sta do dwóch czte­ro­let­nich kadencji.

Nie jest przy tym jasne, od kie­dy taka regu­la­cja mia­ła­by obo­wią­zy­wać. Czy obję­ła­by już w 2018 roku tych, któ­rzy swą funk­cję spra­wu­ją co naj­mniej od roku 2010 (zda­niem czę­ści praw­ni­ków było­by to dzia­ła­nie pra­wa wstecz), czy też odno­si­ła­by się dopie­ro do przy­szło­ści, a zatem fak­tycz­nie weszła­by w życie dopie­ro w 2026 roku? Mimo że zde­cy­do­wa­na więk­szość (ok. 70%) lokal­nych wło­da­rzy w Pol­sce dekla­ru­je bez­par­tyj­ność, pro­po­zy­cja wpi­su­je się, rzecz jasna, w bie­żą­cą rywa­li­za­cję głów­nych par­tii poli­tycz­nych. Spró­buj­my przyj­rzeć się jej mery­to­rycz­nie, abs­tra­hu­jąc od obec­ne­go kon­tek­stu politycznego.

Wypa­da zacząć od przy­po­mnie­nia, że nie jest to pomysł nowy ani absur­dal­ny. Od jakie­goś cza­su wie­lu komen­ta­to­rów twier­dzi, że mamy do czy­nie­nia ze zbyt małą wymia­ną kadr zarzą­dza­ją­cych samo­rzą­da­mi gmin­ny­mi, a wie­lo­ka­den­cyj­ność znacz­nej czę­ści bur­mi­strzów (tym okre­śle­niem nazy­wa­my dalej rów­nież wój­tów i pre­zy­den­tów miast) jest zara­zem źró­dłem i prze­ja­wem nie­ko­rzyst­nych zja­wisk w poli­ty­ce lokal­nej. Sto­sun­ko­wo nie­daw­no, bo jesz­cze w koń­cu lat 90., oba­wia­no się zja­wi­ska odwrot­ne­go. Wska­zy­wa­no wte­dy, że zbyt duża rota­cja na sta­no­wi­skach wło­da­rzy gmin prze­szka­dza w kon­se­kwent­nej reali­za­cji spój­nych wizji roz­wo­ju jed­no­stek lokal­nych. Ogra­ni­cze­nie tej nie­sta­bil­no­ści było jed­nym z celów wpro­wa­dze­nia w 2002 roku bez­po­śred­nich wybo­rów bur­mi­strza przez ogół miesz­kań­ców gmi­ny. Wyglą­da na to, że ten cel uda­ło się zre­ali­zo­wać aż za bar­dzo. Rezul­ta­ty mię­dzy­na­ro­do­we­go pro­jek­tu badaw­cze­go „Lokal­ni lide­rzy poli­tycz­ni w samo­rzą­dach euro­pej­skich” (w reali­za­cję któ­re­go jeste­śmy zaan­ga­żo­wa­ni) wska­zu­ją, że o ile jesz­cze w 2003 roku Pol­ska nale­ża­ła do kra­jów o naj­niż­szym w Euro­pie odset­ku wło­da­rzy gmin zaj­mu­ją­cych swe sta­no­wi­ska od wie­lu lat, o tyle w roku 2015 zna­leź­li­śmy się pod tym wzglę­dem (obok Fran­cji) w euro­pej­skiej czołówce.

Nie moż­na też zapo­mi­nać, że według son­da­żu CBOS jesz­cze nie­daw­no (jesie­nią 2014 roku) opi­nia publicz­na w więk­szo­ści zga­dza­ła się z postu­la­tem ogra­ni­cze­nia kaden­cji władz wyko­naw­czych w gmi­nie do ośmiu lat. Wypo­wia­da­li się w ten spo­sób wybor­cy róż­nych par­tii poli­tycz­nych, nawet ci, któ­rzy w wybo­rach lokal­nych wspie­ra­li urzę­du­ją­cych od lat wło­da­rzy. Choć wyni­ka to zapew­ne z ogól­nie niskie­go zaufa­nia Pola­ków do świa­ta poli­ty­ki, popu­lar­no­ści tego prze­ko­na­nia nie moż­na łatwo zlek­ce­wa­żyć. Jakie­kol­wiek ogra­ni­cze­nia w sto­sun­ku do poli­ty­ków (rów­nież tych lokal­nych) mają szan­sę spo­tkać się z apro­ba­tą opi­nii publicznej. 

Bez­po­śred­nie skut­ki pro­po­no­wa­ne­go rozwiązania

Jakie kon­se­kwen­cje mia­ło­by ogra­ni­cze­nie kaden­cji bur­mi­strzów do dwóch, jeśli roz­wią­za­nie takie obo­wią­zy­wa­ło­by już w kolej­nych wybo­rach samo­rzą­do­wych, pla­no­wa­nych na 2018 rok? Z prze­ana­li­zo­wa­nych przez nas danych wyni­ka, że ponow­nie ubie­gać się o urząd nie mogło­by 1597 wój­tów, bur­mi­strzów i pre­zy­den­tów miast w Pol­sce. To wszy­scy ci, dla któ­rych kaden­cja 2014–2018 jest co naj­mniej dru­gą. Zna­la­zło­by się wśród nich 1088 bur­mi­strzów, dla któ­rych jest to co naj­mniej trze­cia kaden­cja, ale tak­że 428 tych, któ­rzy zaj­mo­wa­li swo­je sta­no­wi­ska już przed 2002 rokiem, czy­li przed wpro­wa­dze­niem bez­po­śred­nich wybo­rów. Pro­po­no­wa­na zmia­na mogła­by doty­czyć zatem oko­ło 2/3 samo­rzą­dów gmin­nych. Czę­ściej dotknę­ła­by małe gmi­ny i naj­więk­sze mia­sta (ryc. 1). Wśród 16 miast liczą­cych powy­żej 200 tys. miesz­kań­ców aż w 12 obec­nie urzę­du­ją­cy pre­zy­den­ci nie mogli­by ponow­nie ubie­gać się o wła­dzę w kolej­nych wyborach.rys 1

Na ryc. 1 wie­lo­ka­den­cyj­nych bur­mi­strzów podzie­li­li­śmy na trzy kate­go­rie, w zależ­no­ści od tego, na ile kon­ku­ren­cyj­ne były wybo­ry, w któ­rych star­to­wa­li. Widać wyraź­nie, że w naj­mniej­szych gmi­nach zda­rza­ją się wybo­ry bez alter­na­ty­wy, a im więk­sze gmi­ny – tym rzad­sze jest to zja­wi­sko. Reelek­cje w sytu­acji bra­ku kontr­kan­dy­da­tów są jed­nak sto­sun­ko­wo rzad­kie. Naj­czę­ściej ponow­ny wybór nastę­pu­je już w pierw­szej turze (do cze­go potrzeb­ne jest zdo­by­cie ponad 50% gło­sów przez zwy­cię­skie­go kan­dy­da­ta), choć im więk­sze gmi­ny, tym czę­ściej koniecz­ne jest prze­pro­wa­dze­nie ponow­ne­go gło­so­wa­nia. W naj­więk­szych mia­stach więk­szość obec­nie urzę­du­ją­cych pre­zy­den­tów uzy­ska­ła man­dat dopie­ro w dru­giej turze.

W przy­pad­ku każ­dej zmia­ny reguł wybor­czych istot­ne jest pyta­nie o to, kto może na niej sko­rzy­stać, a kto stra­cić. W szcze­gól­no­ści war­to spraw­dzić, jaką korzyść mogą odnieść pro­po­nu­ją­cy tę zmia­nę. Spe­ku­lo­wa­nie o wyni­kach wybo­rów samo­rzą­do­wych – zwłasz­cza tych, któ­re mają odbyć się za pra­wie dwa lata – jest trud­ne, może­my jed­nak prze­pro­wa­dzić ana­li­zy z wyko­rzy­sta­niem danych z 2014 roku.rys2

Na ryc. 2 widać, że wśród bur­mi­strzów repre­zen­tu­ją­cych naj­więk­sze ogól­no­kra­jo­we par­tie poli­tycz­ne (pamię­taj­my, że jest ich w Pol­sce wyraź­na mniej­szość, więk­szość zaś repre­zen­tu­je róż­ne komi­te­ty lokal­ne, choć część z nich bywa powią­za­na z par­tia­mi poli­tycz­ny­mi) naj­wię­cej wie­lo­ka­den­cyj­nych bur­mi­strzów pocho­dzi z PSL. Gdy­by ogra­ni­cze­nie kaden­cji bur­mi­strzów zosta­ło wpro­wa­dzo­ne już w 2018 roku, zakaz kan­dy­do­wa­nia doty­czył­by ponad 70% wój­tów i bur­mi­strzów z PSL, ok. 60% bur­mi­strzów z PO, ale tyl­ko jed­nej trze­ciej tych pocho­dzą­cych z PiS (limit dwóch kaden­cji wpro­wa­dzo­ny w 2018 roku dotknął­by 42 bur­mi­strzów repre­zen­tu­ją­cych tę par­tię w kaden­cji 2014–2018).

Jak jest w Europie? 

W pro­wa­dzo­nych w Pol­sce deba­tach poja­wia się cza­sem stwier­dze­nie, że podob­ne roz­wią­za­nie (ogra­ni­cze­nie licz­by kaden­cji) obo­wią­zu­je w więk­szo­ści kra­jów euro­pej­skich. Sprawdź­my zatem, czy jest to praw­da. Przede wszyst­kim – nie wszę­dzie w Euro­pie mamy do czy­nie­nia z bez­po­śred­ni­mi wybo­ra­mi bur­mi­strzów (choć licz­ba kra­jów sto­su­ją­cych to roz­wią­za­nie od kil­ku­na­stu lat sys­te­ma­tycz­nie rośnie), a to w takim sys­te­mie zagad­nie­nie ogra­ni­cze­nia dłu­go­ści spra­wo­wa­nia funk­cji ma zasad­ni­cze zna­cze­nie. W nie­któ­rych kra­jach model wła­dzy lokal­nej ma wię­cej cech kolek­tyw­nych, a zarząd i bur­mistrz wybie­ra­ni są przez radę, od któ­rej pozo­sta­ją zależ­ni. W innych więk­sze zna­cze­nie ma powo­ły­wa­ny przez radę apo­li­tycz­ny mena­dżer, w jesz­cze innych duży wpływ na wła­dzę wyko­naw­czą mają orga­ny rady gmi­ny (przede wszyst­kim poszcze­gól­ne komisje).

Istot­ność ogra­ni­czeń kaden­cji wią­że się też z rolą bur­mi­strza w lokal­nym sys­te­mie wła­dzy, mię­dzy inny­mi jego pozy­cją wobec admi­ni­stra­cji, rady czy innych człon­ków zarzą­du (tam, gdzie zarzą­dy są kolek­tyw­ne). Spo­rzą­dzo­ny w pro­jek­cie „Lokal­ni lide­rzy poli­tycz­ni w samo­rzą­dach euro­pej­skich” indeks siły bur­mi­strza wska­zu­je, że pol­scy wło­da­rze samo­rzą­do­wi nie nale­żą pod tym wzglę­dem do przy­pad­ków eks­tre­mal­nych, choć Pol­ska znaj­du­je się w gru­pie kra­jów z mode­lem sil­ne­go bur­mi­strza. Wśród obję­tych bada­niem 30 kra­jów euro­pej­skich nasze pań­stwo zna­la­zło się na 10. miej­scu, jeśli cho­dzi o war­tość oma­wia­ne­go wskaźnika.

Co naj­waż­niej­sze, z nasze­go prze­glą­du sytu­acji w Euro­pie wyni­ka, że ogra­ni­cze­nia licz­by kaden­cji na szcze­blu lokal­nym są bar­dzo rzad­kie. Naszym bada­niem obję­li­śmy 29 kra­jów, w tym wszyst­kie duże pań­stwa Unii Euro­pej­skiej. W gru­pie tej kla­sycz­ne ogra­ni­cze­nie poja­wia się tyl­ko w dwóch, ale w obu przy­pad­kach doty­czy okre­su dłuż­sze­go niż osiem lat. We Wło­szech bur­mistrz może spra­wo­wać swo­ją funk­cję przez dwie kolej­ne pię­cio­let­nie kaden­cje (a zatem łącz­nie 10 lat), zaś w Por­tu­ga­lii przez trzy kaden­cje czte­ro­let­nie (razem 12 lat). Ogra­ni­cze­nia obo­wią­zu­ją też w nie­licz­nych gmi­nach szwaj­car­skich, ale są one tam wpro­wa­dza­ne pra­wem lokal­nym sta­no­wio­nym przez same gmi­ny, a nie narzu­ca­nym odgór­nie. Inne­go rodza­ju limi­tem jest obo­wią­zu­ją­cy w nie­któ­rych lan­dach nie­miec­kich obo­wiąz­ko­wy wiek eme­ry­tal­ny (zazwy­czaj 65 lat, choć na ogół bur­mistrz ma moż­li­wość dokoń­cze­nia całej roz­po­czę­tej kaden­cji, któ­rej dłu­gość w poszcze­gól­nych czę­ściach Nie­miec waha się od czte­rech do 10 lat). W żad­nym innym kra­ju euro­pej­skim nie zna­leź­li­śmy podob­nych do pro­po­no­wa­nych w Pol­sce ogra­ni­czeń, a tyl­ko w dwóch (Alba­nii i Chor­wa­cji) odby­ły się nie­daw­no deba­ty poli­tycz­ne podej­mu­ją­ce to zagad­nie­nie. Cie­ka­wy jest, tak czę­sto przy­wo­ły­wa­ny ostat­nio w Pol­sce, przy­kład Węgier. Mimo wpro­wa­dza­nych tam nie­daw­no zmian w lokal­nym sys­te­mie wybor­czym, temat licz­by kaden­cji nie był pod­no­szo­ny przez rząd. Trud­no tego nie sko­ja­rzyć z fak­tem, że to przed­sta­wi­cie­le rzą­dzą­cej w ska­li kra­ju par­tii Fidesz spra­wu­ją funk­cje bur­mi­strzów w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści głów­nych miast. Co wię­cej, pozy­cja wło­da­rzy zosta­ła dodat­ko­wo wzmoc­nio­na przez wydłu­że­nie (od 2014 roku) ich kaden­cji z czte­rech do pię­ciu lat.

Wnio­ski

Pro­blem ogra­ni­cze­nia wła­dzy wój­tów, bur­mi­strzów i pre­zy­den­tów miast nie jest egzo­tycz­ny. Wła­dza lokal­na w ostat­nich latach kon­cen­tro­wa­ła się w rękach bur­mi­strzów. O ile w poło­wie lat 90. domi­no­wa­ła dys­ku­sja o tym, jak uczy­nić wła­dze wyko­naw­cze w gmi­nach sta­bil­niej­szy­mi i spraw­niej­szy­mi, o tyle dziś wyraź­nie waha­dło prze­chy­la się w dru­gą stro­nę. Czy nie poszli­śmy za dale­ko w budo­wa­niu „lokal­ne­go pre­zy­den­cja­li­zmu”? Na to pyta­nie nie ma pro­stej odpo­wie­dzi. Jed­nak w naszym prze­ko­na­niu odpo­wie­dzią nie jest nagłe, mecha­nicz­ne skró­ce­nie kaden­cji wie­lo­let­nim lide­rom pol­skich gmin.

W Pol­sce ist­nie­je pra­wie 2,5 tys. gmin – są bar­dzo zróż­ni­co­wa­ne, a przy­kła­da­nie do wszyst­kich mia­ry ogól­no­kra­jo­wej poli­ty­ki jest dale­ko idą­cym uprosz­cze­niem. W tej zbio­ro­wo­ści z pew­no­ścią moż­na zna­leźć sil­ne lokal­ne ukła­dy, klien­te­lizm i nepo­tyzm. Zwłasz­cza w małych, pery­fe­ryj­nie poło­żo­nych gmi­nach wój­to­wie są naj­waż­niej­szy­mi dys­po­nen­ta­mi lokal­nych zaso­bów, naj­więk­szy­mi pra­co­daw­ca­mi i inwe­sto­ra­mi. Wie­lo­ka­den­cyj­ność władz nie jest jed­nak uni­wer­sal­nym wskaź­ni­kiem takich pato­lo­gii – mogą być one spo­wo­do­wa­ne nie­wiel­kim roz­mia­rem lokal­nych elit, któ­ry skut­ku­je ogra­ni­cze­niem wybor­czej kon­ku­ren­cji. Nie­któ­re spo­łecz­no­ści lokal­ne są zbyt małe, żeby mieć plu­ra­li­stycz­ne eli­ty regu­lar­nie kon­ku­ru­ją­ce o wła­dzę i kil­ku porów­ny­wal­nie spraw­nych lide­rów, spo­śród któ­rych miesz­kań­cy mogą wybie­rać. Ist­nie­je real­ne zagro­że­nie, że nagłe wpro­wa­dze­nie limi­tu kaden­cji może pozba­wić takie spo­łecz­no­ści zdol­nych przywódców.

Gdy mówi się o małych gmi­nach i ich skłon­no­ści do budo­wa­nia zamknię­tych grup mają­cych cechy kli­ki, nie moż­na zapo­mi­nać o wyni­kach badań odno­szą­cych się do postrze­ga­nia samo­rzą­dów przez opi­nię publicz­ną. Z badań CBOS wie­my, że samo­rzą­dy cie­szą się sto­sun­ko­wo wyso­kim pozio­mem zaufa­nia (sys­te­ma­tycz­nie na pozio­mie ponad 50%), znacz­nie wyż­szym, a przede wszyst­kim bar­dziej sta­bil­nym niż insty­tu­cje wła­dzy na pozio­mie cen­tral­nym. Pogłę­bio­ne bada­nia, zarów­no pol­skie, jak i pro­wa­dzo­ne w innych kra­jach euro­pej­skich, jed­no­znacz­nie dowo­dzą, że w małych gmi­nach zazwy­czaj sil­niej­sze są zaufa­nie do władz samo­rzą­do­wych, zado­wo­le­nie z ich funk­cjo­no­wa­nia, a tak­że goto­wość do anga­żo­wa­nia się w lokal­ne spra­wy publicz­ne (co prze­ja­wia się choć­by więk­szą w małych gmi­nach fre­kwen­cją w wybo­rach samo­rzą­do­wych, zwy­kle wyż­szą niż w wybo­rach na szcze­blu kra­jo­wym). Oma­wia­ny tu zwią­zek mię­dzy wiel­ko­ścią gmi­ny a postrze­ga­niem samo­rzą­du jest nie­za­leż­ny np. od róż­nic w wykształ­ce­niu czy sta­tu­sie mate­rial­nym miesz­kań­ców małych i dużych spo­łecz­no­ści lokal­nych. Może więc jest spo­ro prze­sa­dy w opi­niach o powszech­nej kli­ko­wo­ści panu­ją­cej w małych gmi­nach? Fak­tem pozo­sta­je nato­miast to, że małe gmi­ny wypa­da­ją gorzej pod wzglę­dem waż­nej cechy sys­te­mu demo­kra­tycz­ne­go, jaką jest kon­ku­ren­cyj­ność wybo­rów. To tam czę­sto zda­rza się, że w wybo­rach na wój­ta star­tu­je tyl­ko jeden kan­dy­dat, podob­nie bez rywa­li­za­cji obsa­dza­na jest część miejsc w radach gmin. Trud­no o argu­men­ty, że ogra­ni­cze­nie licz­by kaden­cji coś popra­wi w tym zakresie.

Limit kaden­cji jest roz­wią­za­niem pro­stym, ale nie­od­por­nym na pozo­ro­wa­ną rota­cję wła­dzy. Przy­ta­cza­ny czę­sto w tym kon­tek­ście przy­kład zamia­ny pre­zy­den­ta Puti­na na pre­zy­den­ta Mie­dwie­die­wa może być inspi­ra­cją dla lokal­nych poli­ty­ków. Tam, gdzie ist­nie­ją lokal­ne ukła­dy, bez tru­du zaadap­tu­ją się do nowych regulacji.

Jak poka­zu­je­my, limit ośmiu lat spra­wo­wa­nia wła­dzy w gmi­nie był­by uni­kal­ny w ska­li euro­pej­skiej, nigdzie indziej bowiem nie jest tak krót­ki. Jego wydłu­że­nie do 10 (dwie kaden­cje po pięć lat) albo 12 lat (trzy kaden­cje po czte­ry lata) bar­dziej odpo­wia­da­ło­by sto­sun­ko­wo dłu­gim cyklom inwe­sty­cyj­nym w gmi­nach i pozwo­li­ło lide­rom „skon­su­mo­wać suk­ces”, na któ­ry pra­co­wa­li. Było­by też bar­dziej reali­stycz­ne w kon­tek­ście poja­wia­nia się poten­cjal­nych kon­ku­ren­tów i następ­ców bur­mi­strzów w mniej­szych gmi­nach. Do roz­wa­że­nia jest tak­że wyłą­cze­nie z pro­po­no­wa­nej zmia­ny małych gmin (np. poni­żej 10 lub 20 tys. miesz­kań­ców), w któ­rych moż­li­wo­ści gene­ro­wa­nia sil­nych, kon­ku­ru­ją­cych ze sobą elit lokal­nych są natu­ral­nie ograniczone.

Przede wszyst­kim jed­nak trze­ba roz­wa­żyć roz­wią­za­nia alter­na­tyw­ne, trud­niej­sze do szyb­kie­go wpro­wa­dze­nia, ale sku­tecz­niej niż limi­ty kaden­cji tłu­mią­ce nie­ko­rzyst­ne zja­wi­ska. Poten­cjał „samo­oczysz­cza­nia” samo­rzą­dów lokal­nych z pato­lo­gicz­nych ukła­dów będzie więk­szy, gdy sil­niej­sze sta­ną się orga­ni­za­cje spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go, zosta­nie dowar­to­ścio­wa­na i wzmoc­nio­na rola rad­nych – a w szcze­gól­no­ści funk­cje kon­tro­l­ne rad gmin, kie­dy do admi­ni­stra­cji samo­rzą­do­wej zosta­ną wpro­wa­dzo­ne stan­dar­dy służ­by cywil­nej, a tak­że gdy uła­twi się dostęp do infor­ma­cji publicz­nej i wzmoc­ni się pro­ce­du­ry kon­kur­so­we w sek­to­rze samo­rzą­do­wym. Zresz­tą wybo­ry w 2014 roku poka­za­ły, że obec­ne­go poten­cja­łu „auto­re­gu­la­cji” nie moż­na lek­ce­wa­żyć – powszech­nie dys­ku­to­wa­ne były przy­pad­ki pora­żek wybor­czych lub wyjąt­ko­wo sła­bych wyni­ków wie­lo­let­nich wło­da­rzy, co do któ­rych pano­wa­ło prze­ko­na­nie, że są „nie do ruszenia”.

Nie­ba­ga­tel­ne zna­cze­nie ma nie tyl­ko sama zmia­na, ale też pro­ces jej wpro­wa­dza­nia. Nie powin­no się budo­wać ustro­ju samo­rzą­do­we­go meto­dą nagłych nie­kon­sul­to­wa­nych sze­ro­ko nowe­li­za­cji, w sty­lu „noc­nej zmia­ny”. Regu­ły gry wybor­czej nale­ży zmie­niać ostroż­nie i w dłu­gim hory­zon­cie cza­so­wym – naj­le­piej, żeby zmia­ny uchwa­la­ne przez par­la­ment zaczy­na­ły obo­wią­zy­wać co naj­mniej po upły­wie peł­nej kaden­cji. Po ponad 25 latach trans­for­ma­cji stać nas na ustro­jo­wą cier­pli­wość. Takie podej­ście usu­wa­ło­by rów­nież wąt­pli­wo­ści, że mani­pu­lo­wa­nie regu­ła­mi wybo­rów jest moty­wo­wa­ne tyl­ko i wyłącz­nie doraź­nym inte­re­sem rządzących.

***

Paweł Swia­nie­wicz – pro­fe­sor nauk eko­no­micz­nych, kie­row­nik Zakła­du Roz­wo­ju i Poli­ty­ki Lokal­nej Wydzia­łu Geo­gra­fii i Stu­diów Regio­nal­nych Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Od pra­wie 30 lat zaj­mu­je się bada­niem samo­rzą­dów lokal­nych w Pol­sce, a tak­że bada­nia­mi porów­naw­czy­mi sys­te­mów samo­rzą­do­wych w Euro­pie. W krę­gu jego zain­te­re­so­wań znaj­du­ją się m.in. pro­ce­sy decen­tra­li­za­cji, poli­ty­ka lokal­na i orga­ni­za­cja tery­to­rial­na kra­ju. Uczest­ni­czył w wie­lu pro­jek­tach badaw­czych, m.in. w mię­dzy­na­ro­do­wych bada­niach rad­nych oraz lide­rów poli­tycz­nych w euro­pej­skich samo­rzą­dach lokal­nych. Ostat­nio kie­ro­wał bada­nia­mi doty­czą­cy­mi współ­pra­cy mię­dzyg­min­nej w Pol­sce oraz związ­ku pomię­dzy wiel­ko­ścią jed­no­stek samo­rzą­do­wych a spraw­no­ścią ich funk­cjo­no­wa­nia. W latach 2005–2010 był prze­wod­ni­czą­cym zarzą­du Euro­pe­an Urban Rese­arch Asso­cia­tion. W latach 2010–2015 peł­nił funk­cję spo­łecz­ne­go dorad­cy Pre­zy­den­ta RP ds. samo­rzą­du terytorialnego.

Adam Gen­dź­wiłł – dok­tor socjo­lo­gii, adiunkt w Zakła­dzie Roz­wo­ju i Poli­ty­ki Lokal­nej Wydzia­łu Geo­gra­fii i Stu­diów Regio­nal­nych Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, eks­pert Fun­da­cji Bato­re­go. Spe­cja­li­zu­je się w bada­niach demo­kra­cji lokal­nej, poli­ty­ki samo­rzą­do­wej, par­tii poli­tycz­nych i sys­te­mów wybor­czych, a tak­że w meto­do­lo­gii badań spo­łecz­nych. Ostat­nio badał m.in. skut­ki wpro­wa­dze­nia okrę­gów jed­no­man­da­to­wych w wybo­rach samo­rzą­do­wych i przy­czy­ny nie­waż­no­ści gło­sów w wybo­rach samo­rzą­do­wych. Uczest­ni­czy w kil­ku pro­jek­tach badaw­czych, w tym m.in. w mię­dzy­na­ro­do­wym bada­niu lide­rów poli­tycz­nych w euro­pej­skich samo­rzą­dach lokal­nych. Sty­pen­dy­sta Ful­bri­gh­ta i Fun­da­cji na rzecz Nauki Pol­skiej, lau­re­at Nagro­dy Nauko­wej „Poli­ty­ki” (2016).

http://www.maszglos.pl/2017/01/czy-potrzebujemy-limitu-kadencji/