Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Co nam zosta­nie z tych lat

niewidomix400Był sobie raz Pol­ski Zwią­zek Nie­wi­do­mych i było tak­że wie­le prze­róż­nych orga­ni­za­cji zaj­mu­ją­cych się poje­dyn­czy­mi pro­ble­ma­mi i zagad­nie­nia­mi doty­czą­cy­mi osób z nie­spraw­no­ścią zwroku.

Tak w tej pierw­szej orga­ni­za­cji, jak i w sto­wa­rzy­sze­niach dru­gie­go typu wystę­po­wa­ły, jak to w życiu, przy­naj­mniej docze­snym, prze­róż­ne zakłó­ce­nia, zabu­rze­nia, nie­po­ro­zu­mie­nia itp., itd.

W mia­rę nara­sta­nia kon­flik­tów rze­czy­wi­stych i uro­jo­nych, wymie­nio­ne jed­nost­ki spo­łecz­ne coraz to chęt­niej i obfi­ciej korzy­sta­ły z moż­li­wo­ści wystę­po­wa­nia do ist­nie­ją­cych coraz licz­niej w demo­kra­tycz­nych pań­stwach struk­tur kon­tro­l­nych, któ­re mia­ły za zada­nie wykry­wa­nie nie­pra­wi­dło­wo­ści oraz przy­wra­ca­nie porząd­ku w orga­ni­za­cjach sta­re­go, nowe­go i nie zawsze wia­do­mo, jakie­go typu i rodzaju.

W wyni­ku umac­nia­ją­ce­go się zja­wi­ska takie­go wystę­po­wa­nia ugrun­to­wa­ła się stop­nio­wo idea, że każ­dy z człon­ków danej jed­nost­ki ma pra­wo wie­dzieć, na co wyda­wa­ne są pie­nią­dze danej orga­ni­za­cji, do któ­rej nale­ży, a dalej – nawet i w takiej, do któ­rej nie nale­ży, ale teo­re­tycz­nie nale­żeć by mógł. Osta­tecz­nie orga­ni­za­cje i sto­wa­rzy­sze­nia otrzy­my­wa­ły coraz wię­cej coraz to obszer­niej­szych ela­bo­ra­tów, w któ­rych jed­nost­ki i gru­py ludzi doma­ga­ły się odpo­wie­dzi na sze­reg pytań odno­szą­cych się do wyda­wa­nych przez sie­bie środ­ków. Ela­bo­ra­ty te kie­ro­wa­ne były w zasa­dzie do orga­nów kon­tro­l­nych, któ­re musia­ły udzie­lać odpo­wie­dzi na sta­wia­ne pyta­nia, a żeby udzie­le­nie na takie pyta­nia odpo­wie­dzi było moż­li­we, orga­ny te zmu­szo­ne były doko­ny­wać szcze­gó­ło­wej kon­tro­li mery­to­rycz­nej dzia­łal­no­ści danej orga­ni­za­cji. A ponie­waż sta­wia­ne pyta­nia, wysu­wa­ne podej­rze­nia i pomy­sły zaha­cza­ły o coraz wię­cej zagad­nień, orga­ni­za­cje w krót­kim cza­sie zaję­ły się wyłącz­nie wyja­śnia­niem poszcze­gól­nych zarzu­tów, wyrzu­tów i pod­rzu­tów, a ich rze­czy­wi­sta dzia­łal­ność mery­to­rycz­na naj­pierw przy­bra­ła cha­rak­ter szcząt­ko­wy, a następ­nie zero­wy, bo nie było już na nią czasu.

            W kon­se­kwen­cji takie­go roz­wo­ju zda­rzeń pol­ski Zwią­zek Nie­wi­do­mych, któ­ry cią­gle był sobie raz, wypra­co­wał nowo­cze­sną for­mę dzia­łal­no­ści. Pole­ga­ła ona na tym, że na pod­sta­wie wcze­śniej prze­sy­ła­nych ela­bo­ra­tów, postu­la­tów i dezy­de­ra­tów zosta­ły opra­co­wa­ne szcze­gó­ło­we for­mu­la­rze odpo­wia­da­ją­ce na zada­wa­ne pyta­nia, sta­wia­ne rzą­da­nia i prze­wi­dy­wa­ne zarzu­ty, a z kolei orga­ny kon­tro­l­ne stwo­rzy­ły for­mu­la­rze, któ­rych wypeł­nie­nie zaczy­na­ło się od słów: „wyżej wymie­nio­ny organ kon­tro­l­ny (podać nazwę i temat zagad­nie­nia) uprzej­mie infor­mu­je, że po roz­pa­trze­niu (podać cze­go) nie stwier­dził żad­nych uchy­bień ani nie­pra­wi­dło­wo­ści (podać, jakich).”  Powyż­sze for­mu­la­rze po ich wypeł­nie­niu były prze­sy­ła­ne zain­te­re­so­wa­nym, któ­rzy teraz już mogli zasia­dać do pisa­nia kolej­ne­go ela­bo­ra­tu i cały ciąg czyn­no­ści zaczy­nał się od począt­ku. Osta­tecz­nie wszyst­kie stro­ny były zado­wo­lo­ne, a ponie­waż na real­ną dzia­łal­ność mery­to­rycz­ną nikt już nie miał cza­su, posta­no­wio­no, że poza pła­ca­mi, żad­nych i nnych środ­ków ani orga­ny kon­tro­l­ne, ani kon­tro­lo­wa­ne, nie potrze­bu­ją. Uzy­ska­no w ten spo­sób bar­dzo poważ­ne oszczęd­no­ści w sfe­rze wydat­ków na pomoc spo­łecz­ną. Oso­by zatrud­nio­ne w owga­nach kon­tro­l­nych i kon­tro­lo­wa­nych otrzy­my­wa­ły od cza­su do cza­su spe­cjal­ne nagro­dy z tytu­łu uzy­ski­wa­nych oszczęd­no­ści, a tak­że odzna­cze­nia pań­stwo­we za dzia­łal­ność cha­ry­ta­tyw­ną, nie wyma­ga­ją­cą żad­nych nakładów.

            W kolej­nej fazie roz­wo­ju orga­ny kon­tro­l­ne i kon­tro­lo­wa­ne regu­lar­nie powo­ły­wa­ły spe­cjal­ne jed­nost­ki nad­zo­ru­ją­ce typu sądy kole­żeń­skie, komi­sje rewi­zyj­ne itp. Itd., przy czym jed­nost­kom tym powie­rza­no bada­nie roz­ma­itych spraw, następ­nie spra­wy uma­rza­no, a jed­nost­ki likwidowano.

Aż nad­szedł wresz­cie czas, że posta­no­wio­no dla celów oszczęd­no­ścio­wo-badaw­czych umie­ścić co waż­niej­szych dzia­ła­czy w spe­cjal­nych ośrod­kach, gdzie pod­da­wa­no ich spe­cjal­nym oddzia­ły­wa­niom lecz­ni­czo-uspo­ka­ja­ją­cym. Ogło­szo­no tak­że kon­kurs na nazwę roz­po­wszech­nia­ją­cej się jed­nost­ki cho­ro­bo­wej pole­ga­ją­cej na upo­rczy­wym wystę­po­wa­niu do orga­nów kon­tro­l­nych o skon­tro­lo­wa­nie innych orga­nów spo­łecz­nych, czy ich dzia­łal­ność mery­to­rycz­na jest pra­wi­dło­wa. Pod­czas tych dzia­łań badaw­czych przede wszyst­kim usta­lo­no, że nie­pra­wi­dło­we są wystą­pie­nia powo­ła­nych zgod­nie ze sta­tu­tem komi­sji rewi­zyj­nych, któ­re dzia­ła­ją na szko­dę PZN. Stąd dzia­ła­nia tych­że zosta­ły pod­da­ne wni­kli­wej oce­nie sądów kole­żeń­skich zanim sądy te zosta­ły roz­wią­za­ne po wyda­niu orze­czeń, że ich posta­no­wie­nia są nie­by­łe. Następ­nie oso­by z kie­row­nic­twa naczel­ne­go (nie mylić z naczel­ny­mi ssa­ka­mi) okrę­gów i zarzą­du głów­ne­go jako oso­by szcze­gól­nie wraż­li­we na spra­wy nie­wi­do­mych i cał­ko­wi­cie pry­wat­ne rząd­da­ły spraw­dze­nia dzia­łal­no­ści człon­ków sta­tu­to­wo powo­ła­nych komi­sji rewi­zyj­nych i orze­cze­nia szko­dli­wo­ści ich poczy­nań dla ogó­łu niewidomych.

            A potem uzna­no powszech­nie, że za takie for­my poświę­ce­nia  dla dobra innych wszyst­kim nie­wi­do­mym nale­żą się jakieś wyra­zy uzna­nia. Aby temu spro­stać, posta­no­wio­no na naj­wyż­szym szcze­blu, że jeże­li gdzieś znaj­du­je się gru­pa nie­wi­do­mych, tzn. co naj­mniej dwie oso­by, mogą ze wszyst­kie­go korzy­stać za dar­mo. W uza­sad­nie­niu stwier­dzo­no, iż taka gru­pa i tak będzie się wza­jem oskar­żać, a zatem do bada­nia, czy np. jeden nie zjadł dru­gie­mu cze­goś, co tam­ten chciał aku­rat zjeść, a to pocią­gnie za sobą róż­ne kon­tro­le i moż­li­wo­ści zarob­ku czyn­ni­ków w spra­wę angażowanych.

            A wobec zakoń­cze­nia prze­bie­gu zda­rzeń, obu­dzi­łem się z bólem gło­wy. Ale po chwi­li pomy­śla­łem sobie, cóż, sen mara, Bóg wia­ra, i zasną­łem ponow­nie, a wte­dy już przy­śni­ły mi się lwy, jak sta­re­mu u Hemin­gwaya, cze­go i Czy­tel­ni­kom ser­decz­nie życzę.

Jerzy Ogo­now­ski